Ale czy warto?

Pozwolę sobie oprzeć ten felieton na wybranych fragmentach przemówienia, które wygłosił w Parlamencie Europejskim reżyser teatralny Krzysztof Warlikowski z okazji wręczenia nagród literackich Prix du Livre Européen. Pragnę zwrócić państwa uwagę na jego słowa, ponieważ są – moim zdaniem – w przykry sposób trafne, a przez tę trafność napawają przerażeniem.

Albo inaczej: Powinny napawać przerażeniem każdego, kto wierzy w swobodny przepływ światłej ludzkiej myśli w czasie i przestrzeni.

Zatem najpierw diagnoza:
„[…] Kultura, podobnie jak inne sfery życia, stała się strefą działania wolnego rynku, który zaczął wywracać kryteria i wartości. Telewizja, prasa, media nieuchronnie stały się maszyną do produkowania powierzchni reklamowych. Bezinteresowność, tak ważna dla sztuki, straciła na znaczeniu […]. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców […]. Zamiast krytyki i opinii pojawiły się rankingi. Systemy ocen, gwiazdek, like’ów […]. Czytelnictwo zaczęło gwałtownie maleć, a książki zamieniać się w produkty. Poradniki wypełniły półki sieciowych księgarń, a prawdziwe księgarnie zaczęły znikać. I tak, nieodpowiedzialnie acz interesownie, doszliśmy do dna”.

Zbiegiem okoliczności niedawno trafiłam na ostrą wymianę ciosów w pewnej grupie czytelników. Otóż utworzyła się tam spontanicznie podgrupa Zwykłych Czytelników (cokolwiek to może znaczyć), którzy ostro przeciwstawili się opinii, że czytanie czytaniu nierówne i jest znacząca różnica między czytaniem dzieł ambitnych a lekturą blablanej szmiry. Oburzenie Zwykłych Czytelników sięgnęło zenitu, poczuli się dyskryminowani i na zwolenników wartościowania literatury spadł deszcz epitetów, z których najłagodniejszym był „snob”.

Obserwowałam tę bitwę o prawo do nurzania się w bylejakości z mieszaniną fascynacji i grozy. Poprawność polityczna maczana w biznesplanie poszła trochę za daleko w kulturze i sztuce, jak sądzę. Nie wolno obrażać Zwykłego Czytelnika, przy czym on się niestety łatwo obraża, jak każdy kto karmi swój umysł pierdołami.

Dalej Warlikowski podsumowuje konsekwencje:
„Dzisiaj blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rozumie w niewielkim stopniu. Co dziesiąty absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać. Aż 10 milionów Polaków (ok. 25%) nie ma w domu ani jednej książki. Analfabetą funkcjonalnym jest co szósty magister w Polsce. 6,2 miliona Polaków znajduje się poza kulturą pisma, czyli nie przeczytało NIC, nawet artykułu w brukowcu”.

No właśnie! Jak wygląda dyskusja z osobą, która nie rozumie co czyta? Czym jest wymiana poglądów z kimś, kto zna jedynie poglądy lidera własnej partii? Czy zdarzyło ci się, czytelniku, poczuć tę obezwładniającą bezsilność wobec uporu, z jakim swojej jedynej prawdy broni głupiec? A może to ty jesteś głupcem, który wszystko, czego pojąć nie zdoła, uważa za absurd? Prowadząc polemikę z durniem, można jedynie stracić, co wie każdy, kto choć raz tego spróbował. Dlaczego? Ano dlatego, że każda wymiana myśli z głupcem kończy się rzuceniem w ciebie inwektywą. Warto?

Wreszcie Warlikowski stawia dramatyczne pytanie: „Do kogo ja mówię? Gdzie są moi widzowie? Uprawiam skomplikowaną sztukę, która może być odczytana przez jakiś zaledwie promil społeczeństwa?”.

Jakże dobrze go rozumiem. Łączę się w bólu, który zadaję sobie sama, waląc głową w mur. Warto? Tak, mimo wszystko warto.

Ponieważ, jak zauważa Warlikowski: „[…] kultura może być potężną bronią przeciwko głupocie i ogłupianiu, które stają się idealnym podłożem do manipulacji”.

ANNA MARIA NOWAKOWSKA

Zdziwój Nowy, 18 grudnia 2018 r.