Cuda i cudaki

W naukowych kręgach błąkają się słuchy, że nasza (ludzi) uprzywilejowana pozycja we Wszechświecie jest zagrożona. Wszystko przez nowe odkrycia astrofizyki. Lecz gdyby się miało okazać, że Kosmos aż kipi rozumnym życiem, to przecież rychło znajdzie się ekipa świeckich misjonarzy z Polski, gotowych pędzić z prędkością światła celem głoszenia Ewangelii ufoludkom.

Ludzie gadają, że zgłosił się już pierwszy chętny na misję: pewien prawicowy dziennikarz. Może to tylko plotki. A może nie. Ale wiecie co? Michel Faber w powieści „Księga dziwnych nowych rzeczy” już to przewidział, a nawet opisał. Pewien pastor imieniem Peter, sam będąc po ciężkich przejściach (czyli umocniony doświadczeniem osobistego cudu nawrócenia), udaje się na odległą planetę, aby miejscowym stworzeniom opowiadać o Jezusie Chrystusie. Całe przedsięwzięcie finansuje korporacja, zajmująca się… (już zgadliście?) oczywiście eksploatacją bogactw tej planety. Pastor jest w pakiecie wysyłkowym tylko dlatego, że tubylcze istoty są mocno uduchowione. I wszystko byłoby jak na typowych rekolekcjach w parafii, gdyby nie szokująca przeszkoda natury duchowej. Relacja oparta na schemacie „kaznodzieja zapodaje, lud boży chwyta jednym i wypuszcza drugim uchem” zostaje zniekształcona w nieoczekiwany sposób. Otóż lud ten lokalny, zwany Oazjanami, NAPRAWDĘ wierzy w prawdy Ewangelii! Mało tego, oni nauki Ewangelii STOSUJĄ!! Rzecz niesłychana i niespotykana na macierzystej planecie Petera. O tym, jak zakłopotany i zagubiony może być kosmiczny kaznodzieja, gdy odkryje, że ma do czynienia z żarliwą i owocną wiarą, poczytajcie już sami. Albo spróbujcie sobie wyobrazić, jeśli czytanie nie wchodzi w rachubę.

Dlaczego dziś o tym piszę? Otóż przypomniałam sobie tę powieść, śledząc doniesienia prasowe o niedawnych wydarzeniach politycznych. A może raczej religijnych? Jakże trudno dociec ich prawdziwej natury! Są dziwne, jakby wyjęte z kart powieści Fabera, tylko dziwniejsze. Tym bardziej że nie działy się gdzieś na peryferiach galaktyki, tylko tu, przed samym nosem. I nie jacyś obcy Oazjanie stali się źródłem dysonansu i konfuzji, lecz posłanka Anna Sobecka, osoba gorącej wiary pochodząca z planety Ziemia.

Zadaję sobie, wraz z zastępami podobnie myślących, takie pytanie: Jak to możliwe, żeby zdrowi na umyśle ludzie doszli do wniosku, iż z urzędu należy oddać cześć rzeźbionej figurze z różańcem w dłoniach? I jak to możliwe, że rzecz się zdarzyła w sali obrad polskiego sejmu? Odpowiedzi należy szukać w teorii chaosu, który to chaos niechcący i całkiem przypadkowo wessał grupę posłów. Wedle praw rządzących chaosem nawet niewielkie zaburzenie początkowe prowadzi do dramatycznych odchyleń na końcu drogi. Rzecz jasna wessani najpierw musieli pomylić salę obrad z wnętrzem kościoła, a mównicę z ołtarzem. Pierwsze pomylenie prowadzi do pomyleń kolejnych i wszystko staje się ogólnie pomylone. Posłowie ulegli zatem zwielokrotnionemu pomyleniu. Z perspektywy osiągniętej dzięki wykładniczo narastającemu pomyleniu żadnemu z zainteresowanych nie wydaje się dziwne to, co właśnie czyni. A przecież powinno. Ponieważ to, na co patrzymy, jest odpryskiem obłędu religijnego (najstraszniejszego ze wszystkich odmian szaleństwa). Ta zbiorowa halucynacja, hulająca po sali sejmowej w mariażu z aktem bałwochwalstwa, otrzymała nawet twardą strukturę. Mianowicie, drodzy bracia i siostry w wierze, otrzymała prawną formę uchwały sejmowej. Użycie trybu uchwały do wyrażenia aktu wiary nie jest czymś nowym na tym szalonym świecie. Widywano gorsze i groźniejsze przedstawienia w imię aktualnie obowiązujących przekonań. Ale, jak mawia premier Kanady, mamy dwudziesty pierwszy wiek, a to do czegoś zobowiązuje. Jeśli już nie do bycia rozsądnym, to chociaż do powściągliwości w prezentowaniu głupoty. Mnie, praktykującej katoliczce, w głowie się nie mieści, żeby jakaś posłanka namówiła gromadę dorosłych, z pozoru przytomnych osób do oddania czci czemuś, co sto lat temu w Fatimie wydarzyło się, albo i nie. Objawienia fatimskie są przedmiotem kultu, lecz nie są ani wydarzeniem historycznym, ani faktem w ogóle. Żarliwa wiara wyżej wspomnianej posłanki wprawiła przedstawicieli duchowieństwa w podobne zakłopotanie jak Oazjanie pastora Petera. Nie wiadomo co zrobić z tak rozbuchaną wiarą, ale wiadomo, że coś tu nie gra. Gdyby jakiś czort pragnął ośmieszyć katolików, to nie mógłby wpaść na lepszy pomysł, niż pozwolić posłance Sobeckiej głosić homilie z mównicy w sejmie.

ANNA NOWAKOWSKA

Zdziwój Nowy,  18 kwietnia 2017 r.